Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/021

Ta strona została uwierzytelniona.

Zielone błyski strzeliły z pod jasnych rzęs.
— Szaleńcze! — wyszeptała zdławionym od wzruszenia głosem — czyż ja mogę istnieć, nie widząc cię dni kilka?...
A do progu już zwrócona, dodała pieszczotliwie:
— Kochaj twoją... Żabusię!...
Portyera zapadła, kobieta znikła, pozostawiając po sobie całą smugę płomiennej namiętności, drgającej w powietrzu.
Mężczyzna postał chwilkę, uśmiechając się jakoś ironicznie.
Poczem otrząsnął się, położył na otomanie i gwiżdżąc walca, zapalał zgasłego papierosa.

∗             ∗

Nabuchodonozor tęsknił bardzo do mamy. Tęsknił i Rak, tęsknili i rodzice, siedząc dokoła stołu, na którym nakrywano do herbaty.
Na białym obrusie rozstawiono filiżanki a stary ojciec upominał pokojówkę: