Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/027

Ta strona została uwierzytelniona.

się, czytał „Kuryera“ i czekał na herbatkę, którą mu żońcia poda.
Później pójdzie przejść się trochę.
Ona — zostanie w domu — jutro pranie, bieliznę policzyć trzeba — wreszcie koteczek zwykle sam wychodzi.
Żoncia zostaje, już się do tego przyzwyczaiła. Teraz do herbaty przygotowuje, chodząc jak cień w swych biednych przydeptanych pantofelkach, taka chuda, mizerna, znędzniała przed czasem. Ma zaledwie dwadzieścia pięć lat a trudno byłoby oznaczyć jej wiek, patrząc na zapadłe piersi, na żółte plamy do koła oczów, na nos wązki, wydłużony, na całą postać schyloną tem bolesnem pochyleniem, właściwem chronicznie cierpiącym kobietom, które zasypiają obłożone mokremi płatami, a melisę pochłaniają garncami prawie.
I teraz, gdy zdejmuje z półek kredensowych filiżanki i wyciera je czyściuchną serwetką, krzywi się boleśnie, tłumiąc jęk, który jej się na usta wydobywa.
Lekarz mówił, że cierpienie jej pochodzi głównie z braku sił i zalecił buliony,