Od kilku chwil otworzyły się cicho drzwi od kuchni i do pokoju wsunęła się żoncia.
W ręce trzymała szynkę zawiniętą w papier, i w niemem uwielbieniu spojrzawszy na męża, stanęła, przyciskając szynkę do piersi.
Wydawał się jej w tej chwili tak piękny, tak elegancki, tyle od niej wyższy i dystynkcyą i rozumem i pięknością — że wciąż stała zapatrzona w swoje bóstwo, fryzujące sobie teraz wąsy maluchnem rozgrzanem żelazkiem.
On, spojrzawszy przypadkowo na nią, dojrzał to uwielbienie malujące się w jej spłowiałych oczach.
— Hm, patrz! jakiego masz męża — wyrzekł z zadowoleniem..
Ona nie odpowiedziała nic.
Uśmiechała się tylko, prostując się także, jakby z dumy... urosnąć chciała.
— Możesz mnie pocałować — dodał z pobłażliwością — ale tu w szyję... o!...
Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/031
Ta strona została uwierzytelniona.