Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/033

Ta strona została uwierzytelniona.

Ręce jej drżały, widelca utrzymać nie mogła.
Była w tej chwili bardzo szczęśliwa.
Łzy jej oczy osłaniały mgłą wilgotną, serce biło w piersi bardzo żywo.
Tymczasem koteczek nałożył w eleganckie etui całą masę papierosów i z małej doniczki niezapominajek, stojącej przed obrazkiem Matki Boskiej, uszczknął gałązkę.
Gałązkę tę zatknął sobie w butonierkę i zasiadł do herbaty.
Żona podała mu filiżankę i nasmarowaną bułeczkę. Poczem, jeszcze cała zmieszana, z uśmiechem na pobladłych wargach, podsunęła mu talerzyk z szynką.
On — ze zdziwieniem poruszył umalowanymi brwiami.
— Szynka? — zapytał.
— Tak, kotku — proszę cię, jedz! — odpowiedziała nieśmiało.
— Zbytki! zbytki!... — dodał, biorąc na talerz największy różowy płatek — ale pamiętaj! gdy zabraknie — nie dodam ani grosza!... ani grosza!...