Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/039

Ta strona została uwierzytelniona.

nieba, który zarysowywał się ostro pomiędzy szczytami dachów.
W trakcie robiła myślą rachunek wydatków dnia całego i układała budżet na dzień następny.
A wszystkie jej myśli kręciły się tylko około jednego punktu.
Punktem tym był naturalnie... koteczek.
Od pierwszej chwili poznania, rosły ten blondyn zaimponował jej i oczarował jej dziewiczą istotę.
Gdy się oświadczył o nią a właściwie o jej skromny posażek, nie mogła szczęściu swemu dać wiary.
Gdy odchodziła od ołtarza, już patrzyła na niego tym pokornym, błagającym wzrokiem jak pies, którego po raz pierwszy na łańcuchu prowadzą.
Oddała mu się z pokorą i wdzięcznością, kryjąc rumieniec w dłoniach i szepcząc: „Kto się w opiekę“.
On — wspaniale, jak dobry książę z bajki, przyjął klejnot jej dziewictwa i pięć tysięcy rubli, które jako sierota złożone miała w kasie oszczędności.