Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/043

Ta strona została uwierzytelniona.

serce jej biło bardzo silnie — w nocy, nie kładła się nigdy, dopóki nie wrócił. Rozbierała się wprawdzie, ale bosa i w koszuli siedziała na oknie, patrząc w ciemną jamę bramy, czy nie dojrzy wysuwającej się z ciemności eleganckiej postaci męża. Gdy nie powracał długo, z najwyższym niepokojem śledziła godziny i przyciskając ręce do piersi, szeptała:
— Boże mój! niech on już wróci!...
Zdawaćby się mogło, że to namiętna kochanka oczekuje swego wybranego na pierwszą schadzkę miłosną — a jednak!... jakże dalekie od namiętności było uczucie kładące w spieczone od gorączki wargi tej kobiety modlitwę szczerą, prawie dziecięcą.
— Niech... koteczek wróci!...
A przecież ten powrót koteczka nie dawał jej żadnej pieszczoty miłosnej, żadnej chwili tej rozpaczliwej rozkoszy, która jęk prawie z piersi kobiety wydziera.
Koteczek wchodził wolno, systematycznie, nakręcał zegarek, zapalał papierosa, zmieniał obuwie, wystawiając je za drzwi