Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

szepty, śmiechy, pocałunki zdają się drzemać wśród zagięć zniszczonego sukna okrywającego poduszki.
— Gdzie dziś pojedziemy? — pyta koteczek.
— Gdzie chcesz... — odpowiada Lena — byle nie do Marcelina...
— Masz racyę, kuchnia tam wcale nieszczególna...
O, tak! bordeaux niepodobne do picia...
I znów zaczyna grać ze sobą komedyę, tych dwoje ludzi, którzy się poznali pod cieniem drzew Saskiego ogrodu i nic prawie nie wiedzieli o sobie ani o swej pozycyi socyalnej.
Ona — miała w sobie przewrotnie popsutą krew semitki, wiecznie niezadowolonej ze swego otoczenia, obnoszącej w czarnych oczach i pełnych kształtach trzydziestoletniej kobiety — chęć nieprawych rozkoszy i zakazanych wycieczek. Pozowała jednak przed nim na „damę“ — wykwintną i wytworną — pragnęła mu imponować koronkami wziętemi na kredyt i fran-