Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

cuzczyzną zapożyczoną z „Rozmówek“ pani Bocquel.
On — dokładał wszelkich usiłowań, aby ujść w oczach tej wykwintnej damy za człowieka bogatego, prowadzącego dom na wielką skalę. Olśniewał ją szpilkami u krawatów, opoponaxem, jasnemi garniturami i znajomością gabinetów restauracyjnych, po których włóczyli się często, siedząc do późnej nocy i rozstając się pełni niesmaku i chęci ponownego zejścia się, aby nawzajem udawać przed sobą wytworne maniery i... namiętne porywy.
Kareta wjechała teraz w ulicę Mokotowską i powoli skręcała na lewo.
Wozy z beczkami zastąpiły jej drogę, woźnica wstrzymał konie na chwilę.
Koteczek wychylił głowę.
— Cóż tam? dlaczego stajesz?
Nagle cofnął się w głąb powozu.
Towarzyszka mimowoli spojrzała w otwarte okienko.
Na chodniku pomiędzy gromadką bosych dzieci czekających na opróżnienie ulicy, stała ciemno, ubogo ubrana kobieta —