Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

w zniszczonym kapelusiku na pochylonej głowie.
W tej chwili kobieta ta z wyrazem zdumienia na pożółkłej twarzy wpatrywała się w okienko karety, a z nawpół otwartych ust zdawał się ulatywać jakiś głos stłumiony.
Pani Lena odwróciła się i spytała szybko:
— Patrz!... ta kobieta dziwnie tu spogląda, czy może znasz ją?
Lecz mężczyzna nie ruszył się nawet, przytulony do kąta karety, nikczemny, nędzny w tej trwodze, jaka zwykle ogarnia każdego z nich na widok zdradzanej kobiety.
— Siedź spokojnie! — wyrzekł — to... szwaczka mojej żony!...
Kareta ruszyła wreszcie z miejsca, obryzgując błotem stojącą wciąż na chodniku kobietę.
Ona patrzyła jeszcze długą chwilę, zdumiona, przerażona — powtarzając cichutko:
— Koteczek? koteczek?

∗             ∗