Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/056

Ta strona została uwierzytelniona.
III.
Kozioł ofiarny.

Pan Wentzel zmarszczył brwi i położył kanciastą linię obok siebie.
— Proszę o spokój! — wyrzekł ochrypłym głosem.
— Oko brandeburskie! — odpowiedział natychmiast Julusiek.
— Z perską źrenicą! — dorzucił Maryan, pakując ręce w kieszenie od spodni.
Pan Wentzel podniósł swą spiczastą głowę, pokrytą najeżonym włosem i spojrzał na porozkładane na krzesłach dzieci.
— Proszę o spokój! — powtórzył a wargi wybladłych ust drżały mu jak w febrze.
— Patrzcie!... panu „Wentzlemu“ spuchła z lewej strony twarz — zawołał Julusiek, mrużąc powieki.