skóry butów skarpetki... smarował atramentem, aby nie przeświecały zanadto, gdy wejdzie do sali jadalnej lub salonu.
Milcząc, ujął w rękę jedną z ciemno oprawnych książek, których stosy leżały na stole.
— Zacznijmy wykłady od „Historyi świętej“ — wyrzekł cichym głosem.
Lecz Julusiek pragnął nasycić się swym tryumfem i cały wlazł na stół, strącając zabłoconemi nogami książki i zeszyty na ziemię.
— Wziąłeś pan patyk... o! tak!... umaczałeś pan w atramencie i smarowałeś pan buty...
Pan Wentzel pobladł jeszcze bardziej.
— Proszę zleźć ze stołu i usiąść przyzwoicie, inaczej przerwę lekcyę...
— Wielka będzie szkoda... — mruknął Maryan.
Julusiek odsunął się trochę i podwinął nogi pod siebie.
— Jedź pan — wyrzekł — mnie to nie przeszkadza, ja i tak mogę pańskiego bajdurzenia słuchać.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/058
Ta strona została uwierzytelniona.