Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.

Trwa to długą chwilę — dzieci ciągle z pod oka obserwują nauczyciela, tryumfując wewnętrznie.
Wreszcie Julusiek dłużej wytrzymać nie jest w stanie.
— To ci pan Wentzel zdeseniał!... — woła, podrywając się na krześle.
— Jak karaluch w tataraku!... — dorzuca śpiewająco Maryan.
Lecz francuzka uderzeniem pięści w stół, przerywa wybuchy radości miłych chłopczyków.
— Taisez vous tas des salauds! — I nagle, sięgając do bocznej kieszeni sukni, wydobywa dość duży rewolwer, którego otwory pozaklejane są umiejętnie kulkami z chleba.
— Na! — mówi, kładąc rewolwer na stole — j’espère, que vous allez vous tenir tranquilles... autrement — je tire!...
I dalej ciągnęła wykład przy wzorowej ciszy ze strony obu chłopców, po których twarzach przemknął nawet cień szacunku.
Pan Wentzel tymczasem uporał się z myszą i wziąwszy ze stolika wytarty