Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.

piersi rysującej się dość wyraźnie pod opiętym stanikiem.
Patrzył, oczy mrużył i usta wydymał...

∗             ∗

— Chwilkę, panie Wentzel, proszę tylko o krótką chwilkę!...
I Ewelinka, powstawszy od fortepianu, potrząsnęła głową ubraną w całe pęki loków.
— Gdzie pan uciekasz? Nigdy niemasz czasu... a ja tu sama tak siedzę!...
Ostatnie słowa podkreśliła znacząco powłóczystem spojrzeniem.
Pod wpływem tego spojrzenia pan Wentzel pobladł jeszcze bardziej, niż na widok myszy.
O! gdyby wiedział, że Ewelinka obecnie „marzy“ w salonie i fortepian... „gniecie“, jak mówił Julusiek — byłby z pewnością umknął przez kuchnię, choć i tam kucharka witała go niedwuznacznem mruczeniem i dowodzeniem, że „rosół się jej utrzęsie w garnku, skoro choroba pana Wentzla bez kuchnię niesie“...