Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/076

Ta strona została uwierzytelniona.

wie od chwili urodzenia córki imponują i pewność siebie odbierają.
Ewelinka teraz pudrem Simona bieli się na potęgę.
— Byłam... — odpowiada wreszcie — byłam, ale taki p. Wentzel przecież się nie liczy...
— Przecież jest mężczyzną...
Ewelinka spojrzała na matkę z litością.
— Mężczyzną?... to nędzna imitacya — nie żaden mężczyzna!...
I poszła odwijać z cienkich obsłonek mydło Simona, mające własność „udelikatnienia naskórka“.

∗             ∗

„I ftobie jednym czała nasza nadzieja, synu najmilszy, com cię własnemi piersiami wy karmiła i sboleniem sercowem wyhodowała“...
Pan Wentzel rękę przesunął po oczach, bo jakaś mgła wilgotna źrenice mu przysłaniać poczęła. Ten kawałek grubego, ordynarnego papieru, zakreślony krzywem