Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/078

Ta strona została uwierzytelniona.

wspomnień nasuwa. Pan Wentzel raz jeszcze powoli list przeczytał, poczem pochyliwszy na piersi głowę myśleć począł.
W nim jednym cała nadzieja!
Cała nadzieja tych dwojga starców zgiętych od pracy, nędzy i smutku! Jak w tęczę, tak patrzą w niego ci rodzice, którzy, odmawiając sobie kawałka mięsa, chwili spoczynku — do szkół go wysłali i teraz czekają plonów z tej mozolnej, ciężkiej pracy.
On wie, on to czuje, że jemu ustawać w pracy niewolno, że wszystko, co znosi w domu pani Szymczyńskiej nadal znosić powien, bo kąt, w którym stoi łóżko jego, ma dach nad głową, bo łyżka strawy, która mu nieraz przez ściśnięte gardło przejść nie może — trzyma go przy życiu — jego i tamtych dwoje!...
I widzi ich w czarnej jamie sklepika pomiędzy workami kartofli, beczką nafty, pękami drzazg, widzi ich schylone postacie, słyszy kaszel ojca, stękanie mat-