Ta strona została uwierzytelniona.
Chciał podejść do Juluśka, lecz malec szedł już ku drzwiom, dumy, zadowolony z uczynionego wrażenia, mrucząc ciągle:
— A co? Niemówiłem, że gdy powiem prawdę, to mnie za drzwi wyrzucą?!
∗ ∗
∗ |
W dziecinnym pokoju pali się niewielka lampa, przysłonięta zielonym abażurem. Julusiek i Maryan zdaje się śpią spokojnie w swych łóżkach, ponakrywani stosem kołder i kołderek.
Koło stołu siedzi pan Wentzel, kurcząc pod krzesło nogi w zaplamionych atramentem skarpetkach. Przed nim leżą nożyczki, gruba igła, motek nici i kilka guzików. Pan Wentzel zabrał się do łatania swej codziennej kurtki i jakoś mu idzie niesporo. Kłuje się w palce, ściegi daje monstrualnych rozmiarów. Miał zamiar sprawić sobie nową kurtkę na wiosnę, ale namyślił się — zrobi inaczej.