Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

z oczyma zaczerwienionemi jak u królika, z rękami brudnemi i koszulą pomiętą.
Czasem, wpadłszy w dobry humor, „fiksował“ jaką „zamodloną“ dewotkę, lub gasił świece defilującemu bractwu.
Wreszcie matka zrozumiała, że każda spowiedź Kundla, każda msza jest tylko dla chłopca źródłem wyzysku a pieniądze otrzymywane dają mu możność do pogrążania się w coraz większej rozpuście. Zamknęła kieszeń i od tej chwili, gdy Kundel zapowiadał poprawę, wiedziała czego się trzymać w takich razach.
Ojciec łudził się jeszcze. Gdy Dyńdzio z wielką pompą wchodził do jego kancelaryi i zabierał librę papieru, kilka piór i pakę bibuły, ojciec pytał go, w jakim celu bierze te foliały.
— Idę pracować — będę robić notatki z „Naukowych podstaw krytyki literackiej“ Hennequina, lub ocenię którą z tragedyj Sofoklesa — odpowiadał Kundel, stawiając ostrożnie nogi obute w stare kalosze, które jak dwie plamy rozlewały się na jasnem tle dywanu.