— Sofoklesa? — pytał ojciec.
— Hm!... tak, jeśli będą tego warte. Nie wiem jeszcze. Być może, iż sam coś napiszę, bo coś mi się w głowie... kiełbasi! Zresztą pracować będę do rana. Dobranoc ojcu!
I wychodził powłócząc nogami, a zamknąwszy drzwi za sobą, uśmiechał się złośliwie:
— Stary jest wzięty... pojutrze można się lansować — a beknie i to dobrze!
∗ ∗
∗ |
Lecz Kundel miał także w głębi duszy swojej kącik poetyczny, w którym rosła błękitna niezabudka sentymentalizmu. Kundel był kochliwy i jak wszyscy „przeżyci“ — w miłościach swoich dążył do ideału. Ideał to był zupełnie odrębny od ideału Danta i Petrarki, lecz mimo to nie przestał być ideałem, w którym Dyńdzio czerpał natchnienie i siłę do życia. Dyńdzio cieszył się takim wstrętem mieszkanek miasteczka, że dość było dla ko-