Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tego ci się zachciewa? — zapytał.
Lecz Resia dnia tego nie była usposobioną do żartów.
Zmarszczyła brwi, zatopiła popękane z odmrożenia ręce w rozczochrane włosy i nie odpowiedziała ani słowa.
— Cóżeś się tak nadęła jak pluskwa w maśle? — pytał Dyńdzio.
Milczenie.
Dyńdzio począł się niecierpliwić.
— Chcesz zrobić karyerę, a cóż to... mała karyera, jaką masz teraz?
Resia wykrzywiła usta.
— O jej!... — wyrzekła wreszcie, — co mi z tego. Mieszkam jak śledziarka... a czem żyję, to już wstyd powiedzieć...
Dyńdzio machnął ręką.
— To wszystko marność, widzisz serce to grunt...
Resia zamilkła i znów kiwała się długą chwilę, wpatrzona w odrapane ściany swego pokoju.
— Chciałabym — zaczęła znów powoli — chciałabym mieć dywan na podło-