Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

— Aj! aj!... takie bogactwa!... — mruczała cmokając.

∗             ∗

W trzy tygodnie później, inna odbywała się scena.
Ojciec Dyńdzia, powróciwszy do miasta, z najwyższem przerażeniem dostrzegł spustoszenia poczynione w mieszkaniu. Co więcej — Kundel od chwili powrotu ojca wcale się w domu nie pokazał. Zawezwana telegraficznie matka przyjechała i z pomocą stróża i owych posłańców odkryła miejsce, w którem mieściły się wyniesione z mieszkania przedmioty. Również domyślono się, że tam a nie gdzieindziej kryje się zapewne Kundel, obawiając się skutków swego zuchwalstwa.
Rozpoczęło się parlamentowanie.
Kundel, zaatakowany listem ojca, zagroził w razie użycia środków represyjnych, strzeleniem sobie w łeb.