Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

ka na świecie wtedy nie było, jakeście się złazili to w piwnicy, to w komórkach!
I odebrawszy dziecko z rąk Honorki, sama je spowijać i ubierać zaczęła.
— Nie w tem rzecz, aby nad niewiniątkiem pomstować — ciągnęła nosowym, monotonnym głosem — ale w tem, rzecz, ażeby na czas do kościoła trafić i panu młodemu drogę mądrze zajść. — Słyszysz?
Honorka klęczała wciąż koło tapczana, mnąc w wychudłych rękach potargany i zniszczony kocyk. Z małego okienka umieszczonego wysoko w ścianie, tuż po nad posłaniem, płynęła jasna struga światła i biła wprost na twarz dziewczyny zniszczonej słabością i zgryzotą, która jej duszę szarpała.
Nie odpowiedziała wprost na zapytanie kumy lecz ściągając brwi, przez ściśnięte zęby wyszeptała:
— Nie daruję! nie daruję!...