Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

— A ino... nie po co my innego przyszły, ino po to, aby pannie młodej się sprezentować, publikę zrobić i nie dopuścić, aby ten wyrwipięta obżenił się na uczciwą wiarę.
— Dobrze robicie! — podparła jakaś podeszła jejmość — dobrze robicie, takiemu się przepuścić nie godzi.
— Tak! tak! — dorzucił siwy mieszczanin — zasługuje lekkomyślny człowiek na karę. Powinna go spotkać!
— I spotka — wołała kumcia, składając palce — jako ta dziewczyna przysięgała sobie, że go spierze i do ołtarza mu dostępu nie da. Co, Honorka? nie darujesz?
— Nie daruję! — powtórzyła zdławionym głosem dziewczyna.
Lecz tu i owdzie przyciszone śmiechy odzywać się zaczęły. Już i u ołtarza wiedziano, że będzie „publika“ i jakaś dziewczyna z dzieckiem ślub „aresztować“ będzie.
Uciecha więc wśród tłumu wzrosła i objawiła się dość głośno. Jakiś zmy-