jakąkolwiek. Zrozumiała, że nigdy nie będzie miała dość odwagi, aby stanąć przed człowiekiem, któremu wszakże oddawała się z uległością suki i powiedzieć mu w oczy:
— Uczyń cokolwiek dla mnie, którą zaprzepaściłeś i dla dziecka, które spłodziłeś!...
Kościelny przeszedł kilkakrotnie koło niej, dzwoniąc kluczami.
Wiedział, co ją sprowadziło do kościoła, dostrzegł ją wśród tłumu jeszcze przed ślubem, gdy stała groźna u progu i mówiła przez zaciśnięte zęby:
— Nie daruję!
Widząc, że płacze ciągle, nie poruszając się z miejsca, podszedł do niej i potrącił ją lekko.
— Wstawać i iść do domu... nic tu już nie wyklęczycie.
Ona podniosła głowę i przez łzy zalewające jej oczy, spojrzała w ciemną przestrzeń kościoła. Spojrzała i naraz cała przyszłość stanęła jej przed oczami.
Dziecko drzemiące u jej piersi zaciężyło jej bez miary.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.