Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

— O Jezu! — szepnęła, przymykając oczy.
Lecz kościelny niecierpliwił się naprawdę.
— Idźcie sobie — cóż to, myślicie tu nocować?
Powoli, z wysiłkiem, dziewczyna podniosła się z klęczek i ku drzwiom kierować się poczęła. Łzy dwiema strugami płynęły jej znowu z oczu zbolałych.
Potknęła się o krzesło, wreszcie odnalazła drzwi i wysunęła się na ulicę.
Gdy drzwi się za nią zawarły, kościelny chwilkę się zamyślił, cień smutku przemknął po jego starej, zawiędłej twarzy.
Nagle ramionami wzruszył i podnosząc przewrócone krzesło, wyrzekł krótko:
— Oślica!
Tymczasem Honorka zagłębiała się wolno w ulicę, po której sunęły świątecznie przystrojone tłumy, szła, kołysząc lekko kwilące cicho dziecko i idąc ocierała łzy płynące z oczu strumieniem.