a czytając Catul Mendeza, wzruszał ramionami przy opisie wyczerpujących walk miłosnych.
— C’est idiot! — decydował, zamykając książkę. On systematycznie wypijał rozkosz pocałunku, tak jak swą przeczyszczającą herbatę. Gdy nadchodziła chwila miłosnej schadzki, wyjmował z szafy koszyczek z drobnemi ciasteczkami i butelkę, przygotowywał ocet Bully’ego, szpilki, puder i najspokojniej usiadłszy w saloniku, oczekiwał zjawienia się kobiety. Gdy spóźniła się cokolwiek i wpadała zdyszana, zmęczona, szepcząc słowa usprawiedliwienia, on spokojny, uśmiechnięty, zdejmował z jej twarzy woalkę, którą się szczelnie osłaniała i mówił trochę ironicznym głosem:
— Cóż wielkiego! spóźniłaś się — to rzecz bardzo naturalna.
Poczem szedł ku drzwiom i uchyliwszy je, rzucał do przedpokoju zawsze jedno i to samo zdanie:
— Karol! niema mnie w domu!
Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.