Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

ta jedna! — ta — głupia mieszczka uparła się przy swej wierności, jakby on tego wymagał!...
Bizantyjska lampa zawieszona u sufitu rzucała różnokolorowe, pokrajane światła. Przez zielone kamienie trupie prawie padały blaski.
W blaskach tych podniosła się nagle Anna, blada, z szeroko rozwartemi oczyma. I z włosami rozwianemi, z rękami naprzód wyciągniętemi, ku drzwiom kierować się poczęła.
Seweryn postąpił za nią kilka kroków.
— Tirez vous de l’affaire!... — powtórzył, lecz ona, nie odwracając nawet głowy, otworzyła drzwi i zniknęła w ciemnej głębi salonu.
Po chwili trzask zamykającej się bramy doleciał przez wpół uchylone okno.
Seweryn chciał biedz za tą kobietą, której bladość i milczenie dziwnie nań podziałały, lecz... egoizm przemógł.