Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

Z po za przymkniętych drzwi salonu, odzywa się ochrypły głos:
— Słucham, jaśnie panie!
I oto na progu, w szarawem oświetleniu, ukazuje się Paweł — w pantoflach i białym fartuchu sięgającym mu aż pod brodę.
Jest to mężczyzna lat trzydziestu, wybladły i wychudły, obnoszący swą twarz zniszczonego rozpustą ulicznika w obramowaniu rudych rzadkich faworytów.
Seweryn w tej chwili przegląda się w lustrze, wyszczerzając zęby.
Paweł czeka na progu, zimny, spokojny, utkwiwszy wzrok przygasły w przeciwległą ścianę.
Wreszcie Seweryn zmienia pozycyę i usiłuje dojrzeć maluchną plamkę czerwieniącą się pod lewem uchem.
— Nic innego, tylko to Klara... a prosiłem... prosiłem. — Paul!
— Słucham, jaśnie panie.
— Zobacz! co ja mam pod lewem uchem?