Zrobił pięćset osiemnaście pięter i — nie mógł zdecydować się na wybór.
Wszędzie bramy były zanadto widne, za wiele drzwi wychodziło na klatkę wschodową, lokatorowie zdawali się zanadto ruchliwi.
W dwuznacznej pozycyi, jaką Seweryn sobie w życiu obrał — były to rzeczy nadzwyczaj ważne. Do tej chwili lawirował szczęśliwie w pośród znieważanych mężów, którym ściskał uprzejmie ręce i oddawał drobne przysługi.
Nie miał ochoty poznać tragicznej strony medalu.
Wesoła wystarczała mu zupełnie.
To też szukał i szukał odpowiedniej bramy, w której cieniu mogłaby jak w przepaści zginąć biegnąca do niego kochanka.
Paul ze swej strony dokładał starań niemało. Obadwaj wieczorem schodzili się w sypialni, zniechęceni, pożółkli, ze skórą dziwnie na twarzy wyciągniętą.
Snać podobne forsowne przechadzki obu tym viveurom nie dodawały zdrowia.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.