Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

Zapach gotującej się brukwi i topionego masła uderzył go na wstępie.
— Kuchnia musi być blisko — wyszeptał z niezadowoleniem.
Lecz nie miał już czasu oddawać się dłuższym uwagom nad rozkładem mieszkania, bo drzwi prowadzące do saloniku otworzyły się z impetem — i w jednej smudze światła ukazał się chłopiec a potrząsając energicznie głową, zawołał:
— Proszę pana za mną. Mamcia nieubrana a tatki niema. Dzieci mają lekcyę i nie ma nikogo starszego tylko ja jeden.
Mówiąc to, wydymał w dziwny sposób klatkę piersiową i uderzał się po niej z zadowoleniem.
— Salon! o! — wyrzekł, wyciągając szyję — niech pan wejdzie, choć pan zabłoci, nic nie szkodzi, jutro będą froterować!
Seweryn spojrzał dokoła.
Dziwnym mu się wydawał ten „salon“, pełen szydełkowych kap i serwetek.