Był to szkielet Anny — tej Anny, która podniosła się wśród blasków bizantyjskiej lampy, milcząca i blada — i odeszła z płodem cudzołożnym w łonie, nie wymówiszy ani słowa do swego wspólnika.
Teraz stali przed sobą, oboje bledzi — mając pomiędzy swemi ciałami całą przeszłość pieszczot, zmysłowych porywów i chwilę rozstania gorzką i gwałtowną, z początkiem brzemienności kobiety.
Wreszcie — ona odzyskała przytomność i podniosła głowę.
W wyblakłych jej oczach, otoczonych sinawemi cieniami, zadrgała cała gama nienawiści głuchej, tajonej wśród nocy bezsennych, na szafocie małżeńskiego łoża, wśród których do krwi gryząc wargi, taiła wyznanie prawdy, rwące się na usta w porywie bezdennej rozpaczy i cielesnego obrzydzenia.
Wszystko to mignęło w jej oczach i padło na twarz Seweryna, jak uderzenie bi-
Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/189
Ta strona została uwierzytelniona.