Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę was — mówił — zaprzestańcie tych żartów. Podobnemi podejrzeniami obrażacie mnie i kobietę, która obdarza mnie sercem zaufanem!
Milknął na chwilę, poczem dodawał z wysiłkiem:
— ...I której honor jest mi drogim!
Było w tym głosie to „coś“, które drga zawsze w głosie mężczyzny, ile razy zapiera się miłostek z jakąś kobietą. Mówi „nie!“ — a słyszy się najwyraźniej „tak!“
Wreszcie — następował teraz — bukiet, wieńczący zwykłe podobnego rodzaju rozmowy.
— Daję wam na to... słowo honoru!
Wszystko tam było — i honor (och ten nieszczęsny!), i ręka na kamizelce położona, i przymrużanie oczów, słowem — cała lira.
Mimo to, a właściwie mówiąc, dlatego — dependenci mówili w kilka dni później w gronie swych zaufanych przyjaciół: