— Irek poleciał teraz na grandę, mężatka, szyk kobieta! Nie — on ma dziwne szczęście do kobiet!...
A zapytywani przez rodzinę o panią adwokatowę, odpowiadali:
— Phi!... kobieta nieszczególnego prowadzenia się! Podobno Irek... i to nie sam!... nie on jeden!
Adwokatowa tymczasem kremem cała ubielona, ani przypuszczała jak czernieje jej dobre imię, jaka smutna przyszłość gotuje się dla jej córek — których matka, niedługo w opinii całego miasta zostanie „taką, co przez całą kancelaryę męża przeszła!“
Powoli — Irek rozzuchwalał się coraz więcej.
Tu i owdzie, jakaś pokojówka rozuzdana, sklepikarka lub dystrybutorka spragniona miłosnych wrażeń — zsuwała mu się w objęcia. On — wygłodzony, miłostki te skwapliwie przyjmował, dekorując je później w wytworne barwy, w opowiadaniach swych, wśród kilku przyjaciół. Franusia z drugiego piętra, cuchnąca mydli-
Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.