Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

nie byle co, szyk, elegancya, inteligencya! wszystko!
Cóż? — kobieta? — istotnie słaba, bez woli — lgnąca do trochę przystojniejszego mężczyzny na oślep. Tak zwanych „uczciwych“ — phii!... to okazy do wypchania, niema ich poprostu. Irek takich nie znał, wreszcie... on za nikogo, za żadnąby nie ręczył!...
Podkreślał te słowa, przybijając tem słuchaczy. A wreszcie — gdyby oni byli na jego miejscu i przeszli to, co on przeszedł — widzieli kobiety napozór zacne, święte, nieskalane... szalejące w chwili ekstazy miłosnej w jego objęciach jak kurtyzany! — a!... tak! tak, jak proste kurtyzany!
Od pewnego czasu upodobał sobie wyraz „kurtyzana“ — i szastał nim na prawo i lewo, wsłuchując się w dźwięk tego teatralnego słowa.
— Zresztą — ciągnął dalej, paznogcie sobie oglądając — życie trzeba brać jak jest! Kobieta jest przyjemnem narzędziem rozkoszy i miłą rozrywką. Tylko...
Tu składał ręce jak do modlitwy.