— Na Boga, panowie, nie żądajcie niemożliwego! nie chciejcie widzieć w kobiecie istoty na wieki do was przykutej, bo w ten sposób — życie będzie dla was męczarnią. W młodości mej... wiedziałem coś o tem!
Pozował się melancholijnie, głowę na dłoni wspierając.
— Tak!... tak!... — kończył cichym, przytłumionym głosem — początkowo brałem komedyę miłości na seryo. To mnie zabijało! Dziś, nie kocham! pozwalam się kochać... i czuję się o wiele szczęśliwszym.
Uśmiechał się, usta oblizując — w kącikach mu kawa pomieszana ze śliną czerniała.
— Teraz, już trzysta czterdzieste ósme przedstawienie nie kosztuje mnie nic i bez najmniejszego wzruszenia o schadzce wieczornej myślę. Ot — spędzić wieczór z kobietą, jest dla mnie to samo, co... filiżankę kawy wypić!
Pełen dezinwoltury, wspaniały, nadzwyczajny, sączył resztę fusów osiadłych
Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.