Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.

Od pewnego czasu używał francuzczyzny, ucząc się zdań pojedynczych i rozmówek pani Bocquel.
— Nieznasz pan szwaczek? — pytano ze zdziwieniem. On, demoniczny wzrok wokoło ciskał:
— A, od czegóż... damy? — zapytał.

∗             ∗

Razem z latami, wzrosła w tym mężczyznie dziwna zaciekłość udawania kochanka każdej choć trochę wybitniejszej lub bardziej znanej kobiety.
Zwrócił się przedewszystkiem do — teatru.
Poznał jakąś nędzarkę, chórzystkę — obarczoną kilkorgiem dzieci, zaglądał często do jej biednego mieszkania, i teraz, nagle zaczął pastwić się nad aktorkami.
Od owej chórzystki — wyciągał niektóre szczegóły co do artystek stojących na stanowisku i szargał je w błocie rozpusty, obmawiając w najcyniczniejszy sposób.