Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

koronkowe rękawy, któremi zamiatała ziemię.
Nawet na nim, na Irku robiło to pewien efekt, dlatego przesiadywał tam często, powtarzając z „tą panią“ — jej role.
Ależ tak — tylko role, a wreszcie...
Tu — był już dyskretnym.
Dobra wiara, którą zaszczycano go od lat kilku, wyrobiła w nim bezczelność, posuniętą do niemożliwych granic.
Opinia aktorek, szarpana zwykle przez wszystkich, dla tego lwa była prawdziwym kęskiem królewskim, na który rzucał się z całą zajadłością.
Aktorki!... fiu!.. wszystko — kurtyzany!...
Rzecz ceny — nic więcej!
Ramionami wzruszał, usta wydymał — pełen szlachetnej pogardy dla tych istot ujrzanych zaledwie zdaleka, wśród blasku gazu, w szeleście jedwabnych spódnic i całej fali koronek.
Serce mu biło gwałtownie, gdy ujrzał którą przechodzącą ulicą.