Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeśli go kto w życiu kochał, o! to pewno ta jedna!... Była mu cała oddana, pomimo odpychającego chłodu, z jakim miłość jej przyjmował!
Uderzał się w czoło z rozpaczą.
— Byłem względem niej niegodziwy — wołał — lecz czyż to była moja wina! Popsuły mnie te wszystkie inne, popsuły, bo trzysta czterdzieści siedem razy musiałem grać z niemi komedyę miłości. A czy która z nich była warta tego?...
— Przecież adwokatowa... — przerywano mu półgłosem.
— Och!... ona!... — i tu Irek mścił się za lekceważenie okazywane mu przez amatorkę kremu. Och, ona szczególniej!... głupia, zła, gadatliwa, narzucająca się, nudna i chuda!... o tak, chuda w przerażający sposób. Stanikiem dobrze zrobionym okłamywała ludzi... lecz, on — Irek, wiedział czego się ma trzymać...
Nie krępował się już teraz w słowach, rozbierając brutalnie kobiety, o których istnieniu wiedział zaledwie. Podniecony,