Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie pamiętam prawdziwie — odparł — fotografia ta zdejmowana już lat kilka temu. Zdaje mi się jednak, że ktoś z prowincyi.
— Nietutejsza?
— O! za to ręczyć mogę!
— Tem lepiej!
Zapłacił, fotografię zabrał i cały przejęty ważnością chwili, dzień spędził w gorączce i oczekiwaniu.
Co chwila fotografię wyjmował i przyglądał się rysom brunetki. Była przystojną, choć cokolwiek mało miała dystynkcyi. Jakiś uśmieszek w kącikach ust się błąkał, za wiele widać było piersi.
Gaza ratowała jednak wszystko.
Z nadejściem wieczoru, Irek do cukierni pędził — i pomiędzy zebranych już mężczyzn wpadł.
Porwali się wszyscy, zaciekawieni jak stare baby, wyciągając ręce.
— Fotografia? o! pokaż! pokaż!
On — stał teraz boleśnie wykrzywiony i powoli kopertę odchylał.
Portret wyjąwszy, spojrzał i westchnął.