Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

A gdyby tak wrócić na Żółkiewskie!
Ba — lecz ojciec!
Ojca bała się jak ognia.
Wiedziała, iż szukać jej nie będzie, lecz — gdyby mu pod oczy podlazła!...
Snuła się więc znów po „Rurach“ — omijając starannie czerniącą się sylwetkę policyanta.
Czasem przemknął się koło niej terminator bosy, obdarty, zasmolony.
Podskoczył, gwizdnął i zajrzał w oczy rozczochranej dziewczynie, mknącej wzdłuż kamienic.
Czasem, gdy już był po śniadaniu, zaskrzeczał przeraźliwym głosem:

„Spadła małpa z pudła
Stłukła sobie łeb“.

Ona szła dalej, z głową opuszczoną na piersi, plując śliny, które jej napływały wciąż do ust — prześladowana jedną i tą samą myślą:
A gdyby wrócić na Żółkiewskie!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .