a Kazia czerwieni się jak burak i firanki siatkowe u okien „szalonu“ niemiłosiernie skręca.
Wicek idzie więc — przez Piaskowy zaułek, pogwizdując lekko. Szary bo już zapada zmrok z pogodnego nieba, nieszpór skończony. Pani majstrowa kawę z babką na czerwonej serwecie zastawia. Śpieszyć się trzeba, bo panna Kazia pewnie już przy oknie stoi i przez siatkę firanki patrzy a czeka...
Z małych okienek zaułka, tu i owdzie błyskają światełka, na progach domów bawią się dzieci, na środku ulicy mały piesek w piasku się kręci.
Nagle Wicek czuje się pociągnięty nieśmiało za rękaw.
Ogląda się.
Obok niego, kryjąc twarz dłonią, stoi tęga, wysoka dziewczyna w kratkowanym kaftaniku i w spódnicy z falbanami.
Wicek odpycha ją łokciem.
— Poszła, małpo!...
Lecz ona nie ustępuje.
Trzyma go mocno za rękaw surduta.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.