Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.

On, oddalając się i malejąc coraz więcej w przestrzeni, powtórzył prawie bezwiednie:
— Schowaj, Olka!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Trzy lata upłynęło, a Olka ciągle włóczyła się po przedmieściu zdobywszy sobie powoli nawet sympatyę ogółu.
Nazywano ją ogólnem mianem „małpy“ — lecz, że zachowywała się względnie przyzwoiciej, „grajzlerówki“ mówiły o niej:
— Choć małpa, ale porządna dziewczyna!
Zaokrągliła się, wypełniała i tylko twarz miała niezdrową bladość strawionej bezsennością i trunkami kobiety.
Ręce jej drżały, a oczy często mgła zasłaniała.
Zrobiła się dumną i nieraz w szynku chwaliła się „uczciwą“ rodziną, z której pochodziła.
Pieniądze Wicka chowała święcie i od czasu do czasu drogę bratu zabiegała, za-