Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to za paskudne gadanie! Po co się miała powiesić, kiedy jeszcze rachunku nie zapłaciła!
Lecz kelner powtarzał uparcie:
— „Sie“ powiesiła!
Żydówka cmoknęła niecierpliwie:
— Zkąd Marciński wie?
— Widać ją „bez“ okno. Ma nogi o deskę oparte!
— Może sobie tylko tak w oknie stoi?
— Ale!... wisi, wisi jak mi Bóg miły, ot nogi się jej zgięły w kolanach a ręce dyndają po bokach. Wedle głowy już dojrzeć nie mogłem, bo bez okiennice wszeteczne ciemności w numerze.
Zydówka pod boki się ujęła i stała chwilkę zamyślona.
— Trzeba drzwi otworzyć, podjął znów kelner — może jeszcze dycha.
— Aj! aj! niech pan Marciński tak sobie nie śpieszy. Po co to głosić takie rzeczy? To interes psuje... Goście się odstraszą.