Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/257

Ta strona została uwierzytelniona.

Żydówka podreptała do sypialni.
Za chwilę wyszła w perkalowym szlafroku, który się jej roztwierał na brzuchu i piersiach. Na perukę zarzuciła wełnianę chustkę.
Przez uchylone drzwi weszła kilkunastoletnia dziewczyna, chuda i czarna, w opiętej bardzo sukience. Włosy miała ściągnięte po chińsku i przepasane żółtą tasiemką.
Podeszła do matki.
— Gdzie mama idziesz?
— Do numerów. Kanapa się zawaliła w piętnastym! aj, co ja z tem mam!... Ty sobie Salcia pograj trochę gamy.
Roztwierała fortepian, ścierając pył połą szlafroka.
— Nie chcę gamy! — grymasiła Salcia.
— Aj Salcia! co z tobą!... ty gorzej „kaprysujesz“, niż te całe numera i wszystkie goście! Graj sobie gamy, albo jakie kawałki. Graj głośno a okna otwórz, niech goście słuchają!