Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczyna ta musiała być statystką w jakimś teatrzyku, bo jeszcze „krakowianka“ brudna i kawałkami glasy naszyta, mieniła się wśród reszty szmat i szmatek. Atłasowe pantofle baletowe, jak dwa opadłe i martwe motyle, różowiły się wśród fałd połatanych koszul. Trochę paciorków brzęczało na dnie kufra, a pomiędzy niemi rozkładał się nagle krawat męzki atłasowy, jasny-lila z czarną przetartą dziurą od wkładania tombakowych szpilek.
Krawat ten zdradzał wiele, jakąś miłostkę łatwą do zawiązania w cieniu kulis, w tem bezustannem zbliżeniu mężczyzn i kobiet, w tym kodeksie moralności przenicowanym i ułatwiającym nieuprawnione związki. Krawat ten był tani, podszyty perkalem, kupiony z wystawy ubogiego sklepu na jakiejś oddalonej uliczce. Mężczyzna, który go nosił, był biedny i był bezwątpienia aktorem, bo na atłasowym węzle świeciły się żółtawo-różowo plamy szminki. Był trywialny i niewybredny w swych gustach, do-