wolny, mięki a przecież siekący jak uderzenie szpicruty.
Dziewczyna próbowała się jeszcze opierać.
— Nie!... wolę z tobą rozmawiać!
On nieznacznie ramionami ruszył.
— Zagwizdaj, Papuziu! — powtórzył po raz czwarty.
Stalowo niebieskiemi oczami spojrzał w drobną twarz Minuśki, która ledwie przeświecała przez całe kłęby pokręconych czarnych włosów.
Oczy te, jakby wieczną łzawą mgłą pociągnięte, zużyte były i dziwnie rozwiązłe.
Jakaś nabożna, dystyngowana rozpusta gnieździła się w tych źrenicach koloru dziewczęcej sukienki.
Były to oczy westalki, powracającej ze schadzki do swej świątyni.
Teraz już Minuśka, pod wpływem tego spojrzenia układała się powoli na kolanach mężczyzny, pochylając w tył głowę, tak że cała kaskada czarnych włosów spłynęła ku ziemi i kwiatów dywanu dosięgła.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.