Tę samą anomalię przedstawiały i ręce.
Przedramię wspaniałe, doskonale piękne, już od łokcia miało wązkość dziwną, niepewną, nieusprawiedliwioną a same dłonie i palce, długie i kościste, z pofałdowaną na zgięciach palców skórą; zwieszały się ku ziemi jak ręce rozpaczliwie smutnego szkieletu.
Z karnacyą skóry przeświecającej przez oczka koronek i pajęczą tkaninę batystu, było to samo. Twarz blada, żółta — jakby pocentkowana sinemi podkowami, podkreślającemi przymknięte oczy i rozciągającemi się aż na silnie wyciągniętą skórę nosa, nie miała ani śladu purpury warg, które białe, wązkie, postrzępione, niknęły prawie w bladej masce.
Lecz już szyja, tracąc zżółkłe tony, rozpływała się w różowawo lśniącej barwie piersi lekkiej, wiosennej, młodej — mającej w sobie doskonałą miękość pastelu.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.