Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/289

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż u dyabła, codzień nie mogę!
— Postaraj się!...

∗             ∗

Poznał ją w Łodzi, w sali Selina, gdy złym akcentem francuzkim śpiewała jakąś piosnkę.
W podrabianej tej francuzce odczuł odrazu łatwą i tanią zabawę i gdy otulona płaszczykiem zeszła z estrady do pustej i białej od gazu sali, zbliżył się, wiecznie nienasycony w tej pogoni za kobietą, jakkolwiek oddawna już niedoświadczał nic w dotknięciu nagich ramion, lub rozwianych włosów.
Przez nałóg, przez przyzwyczajenie szedł już teraz, zaczepiał, wyciągał rękę, ciągle spragniony gorętszego wrażenia, czegoś, coby nim targnęło, coby zamieranie w nim rozkoszy wstrzymało choćby na krótką chwilę.
Minuśka nie zajęła go więcej od innych.
Była zepsutą, wesołą, pustą i trywialną.