Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/290

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiła „psia krew“, biła się po biodrach, pokazywała żydom na ulicach język i kłóciła się w restauracyi z kelnerami.
Nie różniła się niczem od innych kobiet i drażniła w nim zamierającego trupa, lecz drażniła niemile, w bolesny, dokuczliwy sposób.
Przez kilka dni, które bawił w Łodzi, widywał ją codziennie, coraz więcej zniechęcony i pół senny.
Dziewczyna, sądząc że śmiechem i żartami zdoła rozchmurzyć to znużone czoło, roztrząsała przed nim całą torbę swych dowcipów, pozbieranych w chwilowych miłostkach, które prowadziła w swem życiu.
Lecz on — ciągle milczący, zimny, kanciasty, siedział przed nią, wpatrzony w przestrzeń szklannemi oczyma trupa.
Chwilami ramionami wzruszał i mówił jedno tylko słowo:
— Cicho!
Dziewczyna milkła, zdjęta nagłą jakąś trwogą przed tą ciszą nakazaną jej w ciasnej przestrzeni zasłoniętej lożki, po za