Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/291

Ta strona została uwierzytelniona.

której czerwonemi firankami widać było jasną przestrzeń sali i ciemny otwór sceny.
Raz jeden ośmieliła się powiedzieć:
— To głupie takie postępowanie!
I uzbrajając się w odwagę, dodała:
— Funta kłaków niewarte!
On tymczasem patrzał na nią, skąpaną w jasnej powodzi gazu, płonącego w stłuczonej bani, zawieszonej u sufitu lożki.
Klęczała przed nim na małej sofce obitej ciemną brokatelą, i podniosłszy obnażone ręce, wiązała swe czarne włosy długą białą wstążką.
Była dnia tego ubrana już do pantominy, mającej kończyć przedstawienie, a w której grać miała rolę panny młodej.
Długa, biała muślinowa suknia natykana kwieciem pomarańczowem dawała jej pozór umarłej dziewicy, którą lada chwila złożą na śmiertelnej pościeli. Twarz jeszcze nieubielona, żółta była i martwa w tej białej koronek powodzi.
Opierała się biodrem o stół nakryty białym obrusem, na którym walały się resztki kanapek i kieliszki koniaku.