Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/297

Ta strona została uwierzytelniona.

jący nieszczęśliwej, walczącej z życiem istoty.
Leżała nieruchoma, z rękami obwisłemi, z ustami opuszczonemi w kącikach bolesnem skrzywieniem. Nagle wargi ściągnęła nerwowym skurczem i lekko, cicho gwizdać zaczęła.
Był to gawot popularny, łatwy do pochwycenia i ciągnący się cicho jak srebrna nitka pajęcza.
W rozkołysaniu się gazu, gwizd ten leciuchny motał się z przejrzystością dokładną, wznosił się, opadał i znów rozpoczynał.
Nagle umilkł, rozpływając się w urywanej nutce. Chwileczkę trwało milczenie.
Przerwał je ochrypły nieco głos Minuśki:
— Pan wiesz, ja miałam dziecko!
Mężczyzna nie drgnął nawet, nie odpowiedział ani słowa.
Przygasłe oczy skierował jednak na leżącą kobietę, bo czuł że ma w niej trochę odbicia swego smutku, swego zniechęcenia.